Pewien żart mówi, że po polskich drogach jeździ więcej BMW M-Power niż zostało wyprodukowanych. Niektórzy dopasowują to powiedzenie do Golfów GTI, których też przybywa na potęgę. Znam ludzi tak czułych na tym punkcie, że każde M na klapieuważają za naklejkę ze sklepu internetowego.
Jednakże spośród grona samochodów ozdobionych słynnym logo znaczna część z nich faktycznie powstała w oddziale bawarskiego koncernu, zajmującym się produkcją aut for motorsports. Chociażby prezentowane M6 Cabrio z roku 2013. To reprezentant aktualnej generacji M6 (wersja high-performance „szóstki” powstawała w latach 1983-’89; 2005-2010 i 2012 – do dziś). Model jest dostępny w trzech odmianach nadwoziowych – jako dwudrzwiowy kabriolet lub coupe także o jednej parze drzwi, lecz również jako czterodrzwiowe gran coupe, w założeniu nieco bardziej uniwersalne od mniejszych braci. Pod pokrywą silnika pracuje 560-konna, ośmiocylindrowa jednostka w układzie widlastym; moc generowaną przez V8 na tylną oś przenosi manualna, sześciostopniowa przekładnia lub M-DCT, czyli dual-clutch transmission: automatyczna skrzynia dwusprzęgłowa. Taka konfiguracja pozwala na możliwie najsprawniejsze wykorzystanie ogromnej mocy, napędzającej wcale nielekki samochód (2,055 kg).
Opowiedzmy o osiągach. Obecne M6 do 100 km/h rozpędza się w 4,2 sekundy, a jego prędkość maksymalną ograniczono elektronicznie do 250 km/h. Jako że w tej sytuacji na niemieckiej autostradzie stosunkowo łatwo o śmiałka, który śmignie sąsiednim pasem obok zdławionej „szóstki”, BMW przygotowało pakiet brzmiący, aż seksownie: M Driver’s Package. Ów pakiet podnosi i nam, i kierowcom wokół poprzeczkę, zwiększając ograniczenie szybkości maksymalnej do 300 km/h. Taka wartość robi dużo większe wrażenie.
BMW nie tylko przyciąga spojrzenia, ale także zachęca do bliższej znajomości, jak gdyby gang v-ósemki zapraszał, by się zbliżyć.Wiem, to głupie, lecz nie sposób oprzeć się wrażeniu, że samochód przyciąga nas do siebie jak magnes. Zwłaszcza w wersji cabrio. Można podziwiać rasową symfonię spod pokrywy silnika i jednocześnie cieszyć się kontaktem z otaczającą rzeczywistością. Niezależnie, czy przeciskamy się po wąskim parkingu, czy wybraliśmy z dziewczyną na przejażdżkę za miasto. Ale M6 w wersji cabrio, szczególnie, gdy jest pokryte lakierem o głębokiej czerni, ma drugie oblicze: nieprzejednanego sportowca o duszy twardziela. To nie jest kabriolecik pokroju usportowionej meganki, za nic ma też sobie urok mercedesa z hardtopem z lat 90. Ten wóz, choć trudno odmówić mu gracji, ostentacyjnie obnosi się ze swoim pochodzeniem, jakby udowadniając, że wcale nie jest delikatniejszą odmianą potężnego M. No cóż – to prawda.
Po V8 spodziewałem się wiele i V8 nie zawodzi. Na wolnych obrotach pracuje całkiem dyskretnie, ale wraz z dociśnięciem pedału gazu wydaje z siebie coś tak pięknego, że niemal pochłania i duszę, i serce kierowcy. Znów mnie poniosło. Ale fani marki, zaznajomieni z M, wiedzą, o czym mówię. Bo uczucie żywione do takiego samochodu musi być miłością od pierwszego wejrzenia.
jest przepiękna……
emka świetna ale nie wiem czy zdecydowałbym się na cabrio….
Fajne foty!
Ok, spoko, ale cena? W 600 tys. zł byśmy się zmieścili? Pewnie nie.
Piękne auto 🙂