Litera „F” wyczytana w sąsiedztwie jakiegokolwiek oznaczenia modelu Lexusa dyskretnie zwraca uwagę na fakt, abyśmy nie prowokowali kierującego, gdyż pod maską ma więcej koni mechanicznych, aniżeli wynikałoby to wyglądu auta. Z nowym GS F jest podobnie. Dynamiczna, jednakże dystyngowana limuzyna wzbogacona o większe koła, pomarańczowe zaciski hamulców i body kit o sportowym charakterze. Oczywiście znalazło się także miejsce na legendarny już „schodkowy” układ końcówek wydechu. Magia zaczyna się jednak tam, gdzie znajduje się serce nowego GS F. Ów miejsce, zwane komorą silnika gości pięciolitrowy motor benzynowy, który generuje 477KM i 526 Nm. Efekt końcowy to 4,5s do pierwszej „setki” na prędkościomierzu i 270 km/h w ostatecznym rozrachunku. Choć na tle Audi RS6, czy BMW M5 (obydwa 560KM), które królują na polskich drogach, wynik jest ciut gorszy, to trzeba jednak pamiętać, że Lexus wyróżnia się obniżoną masą własną: tylko 1800 kg. Ponadto w porównaniu do konkurencji, Lexus postanowił zrezygnować z turbodoładowania, a więc silnik to klasyczna jednostka wolnossąca. Choć cen jeszcze nie znamy, to zdjęcia możemy przedstawić, bo jest na co popatrzeć.
Foto: Lexus & Netcarshow.com
Lexusy z „F” na klapie są niesamowite! Pamiętaj jak jeżdziłem IS-F… Coś niesamowitego!
Ciekawie się prezentuje, ale i tak 90% wybierze M5…