Niedawno natrafiłem na zdjęcie, na którym brzdąc z kręconymi włosami, czyli ja sprzed około szesnastu lat, siedzi dumnie na fotelu kierowcy, trzymając się kurczowo kierownicy z logo francuskiej marki. Tamtym samochodem było Clio. I to dlatego mam sentyment do koncernu z siedzibą w Bolougne-Billancourt.
Więc chyba nikogo nie zaskoczę, gdy powiem, że ucieszyłem się na widok nowego Megane. Widząc powiększone po ostatnim liftingu logo, spytałem w duchu, czym tym razem uraczył nas producent z Francji. Nie spodziewałem się cudów, choć liczyłem na wiele. Zwłaszcza, że kilka minut wcześniej zasypano mnie gradem informacji, opisujących megankę samymi liczbami. W pamięć zapadły dane dotyczące jednostki napędowej. Unowocześniony motor typu TCe generuje obecnie 130 koni mechanicznych i 190 Nm z pojemności 1,2 l. Odświeżone Renault jest zatem turbodoładowanym kompaktem, który – opisywany cyferkami – może sprawić wrażenie rasowego mieszczucha z zamiłowaniem do podróży.
O ile poprzednie generacje Megane miały prawo się nie podobać, o tyle jego najnowsza odsłona reprezentuje raczej uniwersalny design. Linię nadwozia poprowadzono stosunkowo nisko; opadająca na wysokości klapy bagażnika kreuje skromne gabarytowo Renault na wóz a’la coupe. To akurat mi się spodobało.
Obszedłem urocze megane i spojrzałem mu prosto w oczy. Pokrywa silnika, pas przedni, gril, logo i reflektory wyglądają tak, jak… w większości współczesnych „renówek”. Chwila namysłu i stwierdzam: jest okej. Klosze nie wyglądają na przerośnięte (w nowym Twingo początkowo jakoś nie przypadły mi do gustu), a większe logo jest jak wisieńka na torcie. Nie przesadzam! Nieźle wkomponowano też LED-y do jazdy dziennej. Warto nadmienić, że projektanci nie znaleźli dla nich miejsca w kloszu świateł mijania, drogowych itd. Wciąż montowane są dużo niżej, w bliskim sąsiedztwie przeciwmgłowych. Z jednej strony, to miłe, że Renault nie upiera się przy rozwiązaniach stosowanych chociażby w Seacie. Z drugiej, być może Megane wyglądałoby ciekawiej, gdyby designerzy zerknęli w stronę konkurencji. Trudno zdecydować.
Wróciłem, żeby przyjrzeć się tyłowi. Przyszło mi do głowy, że jest naprawdę sexy. Mógłbym bez końca mówić o tym, co mnie w nim pociąga. Z pewnością jego nietuzinkowość: oryginalnie wyprofilowana, tylna szyba, subtelnie wysunięty spojler, świetnie zgrane z klapą reflektory… Można nacieszyć oko, bo łatwo o zachwyt. Choć nie u każdego widok megane wywoła uśmiech na twarzy. Zdaniem niektórych jest zbyt wymyślny. No cóż, coś w tym jest; nie wygląda jak swój podobny do żelazka poprzednik (którego lubię), nie zachował też linii tak typowej dla samochodów spędzających znaczną część życia w miejskiej dżungli.
Wnętrze robi wrażenie. Zwłaszcza na kimś, kto nie boi się połyskujących wstawek; w megane rzucają się w oczy. Choć i tak jest ich dziwnie niewiele – styliści zachowali umiar. Dzięki temu wyglądają jak ciekawe akcenty i nie przyprawiają o zawrót głowy.
Oprócz szarości i aluminiowego połysku projektanci ubarwili wnętrze żółcią. To za jej sprawą z taką przyjemnością spogląda się na skalę obrotomierza. Zatem, niby nic, a cieszy.
W porządku, pora uruchomić silnik. Kluczyk w stacyjce, właściwy przycisk wciśnięty i odtąd do naszych uszu dociera całkiem przyjemny dźwięk wysilonej jednostki 1,2 TCe. Motoryzacyjny laik mógłby pomyśleć, że pod pokrywą Renault pracuje motor o większej pojemności.
Sporo frajdy sprawia moment, w którym załącza się turbosprężarka. Samochód wyrywa wtedy, jakby budził się ze snu. Niestety, po 130 KM spodziewałem się więcej – być może nawet zbyt wiele – a rzeczywistość nieco ostudziła mój zapał. Prawie dziesięć sekund do „setki” to przyzwoity wynik. Lecz nie dla tych, którzy spodziewali się spektakularnych sprintów. Podsumowując – jest dobrze, mogło być lepiej.
Jak na usportowiony kompakt przystało, megane prowadzi się bez zarzutów. Układ kierowniczy jest mniej ospały. Z kolei zawieszenie zestrojono tak, by zapewniało należyty komfort, a jednocześnie nie zniechęcało do szybszej jazdy. Można zapomnieć, że tylne zawieszenie to klasyka w najczystszym wydaniu – ot, belka skrętna. Z przodu pracują kolumny PcPhersona.
Przed kilkoma laty Renault podjęło wyzwanie odświeżenia gamy modelowej. Zamiast wprowadzać zupełnie nowe modele, wprowadziło kolejne generacje tych już istniejących. Dziś wiemy, że było to przemyślane posunięcie.
Nowe, poliftingowe megane to samochód wart uwagi. Spisze się zarówno w mieście, jak i podczas długich podróży, ale nigdy nie będzie uchodziło za wzór w swojej klasie.
Fot. motoselekcja.pl
Trochę obawiałem się silnika TCE, dlatego przy zakupie zdecydowałem się na wybór jednostki DCI. Na chwilę obecną mam przejchane 56tyś km i nie było żadnego problemu. Oby tak cały czas! 🙂
Ja mimo wszystko nigdy nie przekonam się do francuzów. obojętnie czy będzie to tce,dci, czy hdmi.
Rzeczywiście te kilka drobnych poprawek daje radę i „Meganka” daje radę, ale ja także jakoś jestem trochę uprzedzony do francuskich samochodów. Wielu znajomych miało z nimi dosyć poważne przeboje i dlatego pozostanę wierny niemieckim koncernom.
Miałem Peugota 306 i byłem nie zadowolony ale było to auto sprowadzane i sporo przeszło więc nie mam niestety obiektywnego obrazu sytuacji.
jedyna fajna meganka to megan w wersji rs 🙂 a mozna jeszcze zachaczyc wersje red bull Racing http://renault-megane.com.pl/aktualnosci/megane-rs-red-bull-racing-seria-limitowana/
Całkiem fajnie wygląda. Miałem kiedyś renaulta jednego i wspominam go nieźle. Był to model 306. Teraz zakupiłem Volvo… no i może nie będę tego komentował.
Niby nic, a jednak jak dużo daje 🙂
Solidna furka