Nie jestem pewien – ogłaszam to z żalem? A może wszyscy już to wiedzą i zamiast dopiero się rozpłakać, będą co najwyżej ocierali stare łzy? A może nikogo to nie interesuje? Domyślacie się, w czym rzecz? Wyprzedano LaFerrari!
Gdzie się podziały fanfary? Gdzie zaskoczenie? No właśnie, dlaczego ten włoski producent jest tak przewidywalny; zaplanował niemal natychmiastową sprzedaż 499 egzemplarzy LaFerrari i spełnił swoją wolę. Kogo to dziwi – trochę bogaczy na tym świecie jest i zdecydowana większość uważa się za estetów. A supersamochód od Ferrari to majstersztyk w każdym calu: nie dość, że nadzwyczaj piękny, to w dodatku bardzo, ale to bardzo szybki (pod jego maską piękne melodie wygrywa widlasta „dwunastka”, połączona z silnikiem elektrycznym; ów mezalians daje wynik 963 KM).
Przed wieloma miesiącami Ferrari zapowiedziało, że jego 963-konny twór będzie samochodem limitowanej edycji; a spośród tych, którzy się zgłoszą (było pewnikiem, że chętnych będzie więcej niż 499) koncern „osobiście” wytypuje przyszłych posiadaczy swojego dzieła.
Na razie nie wiemy, dokąd trafią samochody – na pewno ponad sto egzemplarzy będzie jeździło w Stanach Zjednoczonych (tam koszt zakupu LaFerrari wynosi 1,2 mln dolarów).
No cóż – zazdroszczę, choć to niewłaściwe, i życzę wspaniałych wrażeń!
nbcnews.com
autokult
Limit to limit, i nie ma zmiłuj się…