Najlepszy tor wyścigowy w Polsce, utytułowani zawodnicy, najszybsze samochody. 40-letnia historia Toru Poznań, wkrótce może się zakończyć.
W Polsce niewiele jest miejsc, których przeznaczeniem jest profesjonalne uprawianie sportów samochodowych i motocyklowych. Wśród nich wymienić możemy tor w Kielcach, którego trasa częściowo przebiega przez publiczne drogi zamykane na czas wyścigu. Mamy też niewielkie obiekty w Radomiu, Ułężu czy w Warszawie. Do niedawna także w Lublinie znajdował się tor wyścigowy, ale w tym miesiącu, z powodu niezadowolenia mieszkańców oraz machlojek deweloperów, został on zamknięty. „Tor Lublin nie żyje” – takie smutne oświadczenie przeczytałem na stronie Ścigacz.pl. Najlepszy tor wyścigowy w naszym kraju to jednak zdecydowanie położony na obrzeżach stolicy Wielkopolski „Tor Poznań”. Wybudowano go tuż przy porcie lotniczym Ławica dzięki współpracy Automobilklubu Wielkopolskiego z nieistniejącą już Fabryką Samochodów Rolniczych „Polmo”. Na tym właśnie torze, swoje umiejętności prezentowało wielu utytułowanych zawodników, a wśród nich chociażby Robert Kubica, Jackie Stewart, a nawet sam Michael Schumacher, który kilkanaście lat temu miał tam pogadankę na temat bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Nieoficjalny rekord tej nieco ponad 4 kilometrowej trasy ustanowił Marc Gene w bolidzie Ferrari Formuły 1, wykręcając czas jednej minuty i czternastu sekund. To tutaj każdego roku organizowane są krajowej oraz międzynarodowej rangi zawody samochodowe oraz motocyklowe. Ja sam do dziś dobrze pamiętam swoją pierwszą wizytę na obiekcie gdy w końcówce lat 90-tych, jako mały dzieciak, obserwowałem z moim tatą zmagania kierowców w ramach Renault Megane Cup. Kilkanaście lat później nadal chętnie odwiedzam tor, by z bliska móc oglądać rywalizację kierowców wyścigowych. W tym roku mija już 40 lat od momentu rozpoczęcia budowy toru. Niestety, mimo tak długiej historii, najbliższe lata to wzbudzający niepokój znak zapytania.
Z różnych miejsc zaczęły dochodzić nieoficjalne głosy, że zamknięcie i likwidacja toru to kwestia krótszego lub dłuższego czasu. Takie opinie pojawiły się całkiem niedawno, ale ich źródło znajduje się nieco dalej w czasie. Już od prawie 10 lat w lokalnych mediach regularnie ukazują się informacje dotyczące konfliktu mieszkańców zameldowanych w pobliżu tego sportowego obiektu z Automobilklubem Wielkopolskim. Kością niezgody jest hałas, generowany podczas organizowanych imprez. Dla nas, fanów wyścigów, dźwięk kilkuset konnych silników wkręcających się na wysokie obroty to balsam dla uszu. Wielu miłośników szybkich samochodów w swojej kolekcji wolałoby mieć zapewne płytę z nagraniami brzmienia najszybszych aut świata niż kompilację przebojów Pavarottiego i Jose Cury razem wziętych. Ja sam, gdy byłem w Paryżu i zwiedzałem motoryzacyjną wystawę, długie minuty siedziałem w ciemnym pomieszczeniu gdzie z wysokiej jakości systemu audio odtwarzane były nagrania dźwiękowe pędzących samochodów. Wielu sąsiadów toru naszej opinii nie podziela i w tego typu dźwiękach widzą zamach na ich prawo do wypoczynku, spokoju i ciszy. Niektórzy zdają się mieć kierowców wyścigowych za kogoś w rodzaju mototerrorystów.
Żeby było jasne, rozumiem prawo do ciszy, ale uważam, że mieszkańcy trochę przesadzają i wyolbrzymiają problem. Po pierwsze, Tor Poznań istnieje dłużej niż czas, który upłynął od momentu wprowadzenia się w tamte okolicy wielu, jeśli nawet nie większości ludzi. Osiedlając się tam, dobrze musieli zdawać sobie sprawę z tego, że nieopodal jest międzynarodowe lotnisko i tor wyścigowy. Dlatego, z całym szacunkiem, ale ich narzekania przypominają sytuację, w której ktoś postanowił zamieszkać ot choćby poza kołem podbiegunowym, a potem zaczął biadolić na to, że prawie cały rok jest zimno. Trochę dziwi mnie jeszcze jedna kwestia. Hałas dobiegający z terenu toru wyścigowego wywołuje zacięte protesty, ale dlaczego takiego sprzeciwu nie ma w przypadku lotniska na Ławicy, które generuje decybele codziennie, a nie przez kilkanaście weekendów w roku, stadionu piłkarskiego, albo nieczynnego obecnie toru żużlowego. Moja ocena jest taka. Rozumiem, że mieszkańcy chcieliby mieszkać w ciszy. Uważam jednak, że ze swoimi pretensjami przesadzają. Ich roszczenia w pewnym stopniu podcinają skrzydła rozwojowi sportów motorowych w Wielkopolsce. Jestem pewien, że dałoby radę znaleźć złoty środek. Można na przykład pomyśleć o zbudowaniu barier dźwiękochłonnych. Słyszałem, że jest do droga sprawa, ale wystarczyłyby dobre chęci ze strony miejskich włodarzy, którzy jednak jak dotąd woleli inwestować w kolejne centra handlowe i nie odnoszący od wielu lat żadnych światowych sukcesów klub piłkarski, tudzież organizację kolejnych triatlonów i wyścigów kolarskich. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby okazało się, że cały ten ruch oporu wobec wyścigów samochodowych, podsycany jest przez deweloperów, których chciwe ręce z chęcią zagarnęłyby ten atrakcyjny teren pod budowę kolejnego strzeżonego osiedla z liczbą kilkudziesięciu identycznych bloków o białej elewacji. Poza tym wiele dobrego całej sprawie mogłoby przynieść uświadomienie mieszkańcom, że inwestycje poczynione w ten obiekt sportowy, śmiało mogłyby przynieść korzyść dla całej okolicy. Tor ma ciekawą konfigurację, nawierzchnia jest dobrej jakości i opinie, że mogłyby być organizowane tutaj zawody światowego poziomu z Formuła 1 włącznie, wcale nie są przesadzone. Problem w tym, że od wielu już lat do mało kogo to dociera, a porządnych paddocków, trybun i reszty zaplecza jak nie było, tak nie ma. Nie wiem, może po prostu miłośnicy sportów samochodowych są nielubiani i kojarzą się społeczeństwu z piractwem drogowym? Ludzie posiadają różne zainteresowania, które często spotykają się z aprobatą, a samochodowe inicjatywy traktuje się jakby z lekceważeniem.
Na temat poznańskiej motoareny wypowiedział się nawet Krzysztof Hołowczyc. Choć jego opinie nie napawają zbytnim optymizmem, to trzeba oddać, że są one bliskie prawdy. Popularny rajdowiec wyraził swoje ubolewanie nad stagnacją jaka dotknęła tor. Podkreślił, że ratunkiem mogłoby być organizowanie wysoce komercyjnych imprez.
„Szkoda, że ten tor się nie rozwija. Decydują o tym różne uwarunkowania, były już pomysły, że będzie to część lotniska, albo że zostanie ona w jakiś sposób zagospodarowany biznesowo. Ten tor niestety zniknie prędzej czy później. Nie jest łatwo utrzymywać w takim miejscu miasta, tak atrakcyjnego kawałka ziemi jako tor sportowy. Należałoby organizować tam bardzo komercyjne imprezy przynoszące duże dochody.”
Zaznaczył także brak istnienia programu rozwojowego dla młodych kierowców, którzy chcieliby podnosić swoje umiejętności jazdy. W swojej wypowiedzi zasugerował też, że obiekt daje możliwość rozwoju umiejętności, ale wąskiemu gronu ludzi, którzy są zamożni.
„Nie oszukujmy się, pewna aktywność tego toru istnieje, ale tylko dla ludzi, którzy mają pieniądze.(…) budowanie struktury, która da szansę na rozwój młodych talentów, to raczej kwestia marzeń.”
„…trzeba stworzyć system edukacji młodych adeptów wyścigów, żeby mogli tam trenować ( a nie jak teraz jeżdżą tylko ci których stać na zapłacenie słonych opłat)…” – powiedział Hołek.
Niestety wysokie koszty to dla wielu ludzi, zwłaszcza tych młodych, którzy chyba najbardziej potrzebują inicjatyw rozwijających ich jako kierowców, to trudny do pokonania mur. Przykładowo, od kilku lat organizowane jest wydarzenie znane pod nazwą „Tor Poznań Track Day”. Skierowane jest ono do każdego, kto chciałby własnym samochodem doskonalić swoje umiejętności na profesjonalnym torze samochodowym. Cena wpisowego to jednak 550 złotych. Do tego dochodzi koszt paliwa, a trzeba założyć, że w ciągu całego dnia intensywnej jazdy raczej nie będzie to 6 litrów na 100 kilometrów. W ten oto prosty, matematyczny sposób koszt może wzrosnąć nawet do 1000 złotych. W celu otrzymania odpowiedzi, co stoi za tak wysokimi kosztami, napisałem do pana Dariusza Krupy, będącego jednym z organizatorów wspomnianej imprezy. Odpowiedź otrzymałem już na drugi dzień. Dzięki niej dowiedziałem się, że za tak wysoką ceną stoi: doświadczona kadra instruktorska, program szkoleniowy, zabezpieczenie medyczne, straż pożarna, obsługa sędziowska, serwis mechaniczny i oponiarski, profesjonalny pomiar czasu, catering oraz obsługa węzła sanitarnego. Muszę przyznać, ze w tym świetle koszt nie wydaje się aż taki wysoki. Rozumiem też to, że przygotowanie imprezy pochłania sporo finansów, a i organizatorzy chcieliby coś zarobić. Jednak, nawiązując do wypowiedzi Hołowczyca, wiele młodych osób będących fanami sportu samochodowego, nie może ot tak pozwolić sobie na spory wydatek. Może zatem warto byłoby pomyśleć o jakichś zniżkach dla kierowców poniżej pewnego wieku lub posiadających prawo jazdy od niedługiego czasu?
Tymczasem na temat rozwoju sportu samochodowego wypowiedział się nawet wybrany niedawno nowy prezydent Poznania, Jacek Jaśkowiak. Na antenie telewizji WTK powiedział on: „Moim marzeniem jest też to, żeby na przestrzeni tych ośmiu lat zrobić rzeczywistą, porządną motoarenę, która obejmowałaby tor samochodowy, stadion żużlowy i stadion do quadów; dobrze skomunikowaną, na obrzeżach Poznania lub na terenach podpoznańskiej gminy; żeby sympatykom sportów motorowych również dać możliwość uprawiania tego sportu, ale w taki sposób, żeby nie odbywało się to przy protestach innej społeczności”. Czy nowy prezydent okaże się bardziej przychylny motosportowcom? Mam nadzieję, że tak, choć póki co deklaracje te zdają się dość ogólnikowe. W celu uzyskania bliższych szczegółów napisałem do biura pana Prezydenta. Odpowiedź przyszła od pana Piotra Wrześniewskiego z Wydziału Sportu Urzędu Miasta Poznań. Dowiedziałem się z niej, że nie ma żadnych oficjalnych planów likwidacji toru. Co ciekawe, Miasto Poznań dofinansowuje imprezy związane z motosportem. Zarówno dla wyścigów motocyklowych jak i samochodowych jest to „aż” 5000 złotych, a kwota ta w bieżącym roku zostanie zwiększona do 6000 złotych. Nie wiem kto ustalał wysokość dofinansowań, ale wygląda na to, że chyba nie ma zbyt dużego pojęcia na temat tego typu sportów. Nie trzeba być biznesmenem czy przedsiębiorcom, aby domyśleć się, że łącznie 12 000 złotych to „trochę” za mało jeśli chce się myśleć o prężnym rozwoju Toru Poznań. Warto jednak dodać, że w Strategii Rozwoju Miasta Poznania do roku 2030 jeden z celów głównych to „Zwiększenie znaczenia Poznania jako ośrodka sportu i rekreacji rozpoznawalnego za granicą„. Wśród elementów tego ambitnego projektu znalazł się także punkt brzmiący: „Podniesienie znaczenia Toru Poznań jako centrum sportów motorowych„. Chcę wierzyć, że miasto wywiąże się ze swoich deklaracji.
Pomyślałem też, że sporo naświetlić może wypowiedź kogoś z zarządu Automobilklubu Wielkopolskiego. Zarząd do chwili obecnej milczy.
Tor Poznań, największa i najlepsza motoryzacyjna arena na mapie Polski. Czterdziestoletnia historia, wspaniałe zawody, utytułowani kierowcy, najszybsze samochody. Nie chciałbym aby jej istnienie przeszło do historii, tak jak w przypadku toru wyścigowego w Lublinie. Chciałbym za to, aby był to obiekt, który za jakiś czas będzie miejscem zmagań topowych serii wyścigowych oraz gdzie fani motoryzacji, również ci niebogaci, będą mogli rozwijać swoje pasje. Czy gdy za kilkanaście lat stanę na miejscu toru, zobaczę światową, sportową arenę, czy jakiś park rozrywki lub centrum handlowe?
Fot:
aw.poznan.pl
Maciej Wlaźlak Pictures
imprezysportowe.pl
deviantart/konax
Byłoby szkoda, ale poznański tor zamiast się rozwijać zarasta trawą i nic się nie zmienia, budki z lat 80 i 90, czyli świetności giełdy, jak stały tak stoją. Bez poważnych ruchów miasta i prób znalezienia inwestora, być może jakiegoś dewelopera, tor czeka najprawdopodobniej przyszłość malowana w czarnych barwach