Pamiętacie śpiewającego hamburgera? Heinz up! Baby Heinz up!… Dziś mało kto pamięta, że rodzina, co przed laty na stałe zagościła w amerykańskim przemyśle spożywczym, ma w swoich dziełach nieszczęśliwą opowieść o młodym wizjonerze. Dzięki temu, że pochodził z zamożnej rodziny pomysł o własnych czterech kółkach nie musiał pozostać wyłącznie w sferze dalekosiężnych planów.
Gdy w 1936 Rust Heinz przeprowadzał się do Kalifornii, wiedział, co chce osiągnąć; spełnienie swego dziecięcego marzenia o autorskim samochodzie. Dziś nazwalibyśmy go fanem motoryzacji, wtedy postrzegany był zapewne jako szaleniec, którego stać na naprawdę kosztowne marzenia.
Przeprowadzka do Kalifornii nie była bezzasadna – bowiem to tam młody Rust mógł nawiązać ścisłę współpracę ze spółką Bohman&Schwartz, odpowiadającą za produkcję nadwozi samochodowych. Został potraktowany poważnie. Wiedział, jakie koszty poniesie, nim jego dzieło wejdzie do seryjnej produkcji – liczył, że ów trud się opłaci.
Bohman&Schwartz należycie spełnili swoją rolę. Stworzyli karoserię o futurystycznym, wcześniej niespotykanym kształcie. Jej bryła, „ideologicznie” będąca sedanem, na pierwszy rzut oka przypomina niemal podręcznikowe coupe; jest zaledwie dwudrziowa, a linia jej dachu gwałtownie, lecz i równomiernie opada. Co ciekawe, pomieści sześć osób. Została wykonana ze stali i aluminium, a cały samochód waży niewiele ponad dwie tony – mniej więcej tyle, co współcześni przedstawiciele wyższych segmentów.
Swego czasu była przyrównywana do ryby – gdy jej się przyjrzymy, być może dostrzeżemy pewne podobieństwa.
Lecz przecież nie chodziło wyłącznie o niespotykaną jak dotąd formę. Futurystyczna „rybka” poza tym, że miała przyciągać spojrzenia, musiała też być niezwykle aerodynamiczna; pracujący pod jej maską silnik sprawniej napędzał Phantoma Corsaira niż pojazd, w którym znalazł się pierwotnie (mowa o Cordzie 810).

No właśnie, jednostkę napędową, podobnie, jak elementy wnętrza, zapożyczono ze wspomnianego wcześniej Corda; jednak zarówno wyposażenie, jak i motor poddano modyfikacjom. Silnik o pojemności 4,7 l był wyposażony w osiem cylindrów w układzie widlastym i generował 190 koni mechanicznych. Podwozie, również z modelu 810, było jak na owe czasy dość rewolucyjne – wykorzystano w nim bowiem amortyzatory i niezależne zawieszenie (każde z kół na jednej osi pracowało niezależnie od drugiego).
Za przeniesienie napędu odpowiadała automatyczna, czterobiegowa przekładnia. Zestopniowano ją do prędkości 185 km/h. W tamtych czasach taka Vmax. była ewenementem. Dziś nikogo nie dziwi.
Przepis na sukces Phantoma wydawał się prosty: snobistyczny klient od pierwszego wejrzenia miał pokochać futurystyczną sylwetkę Corsaira, a poznawszy komfortowo zestrojone zawieszenie, być w szoku na widok tego wszystkiego, co znalazło się na desce rozdzielczej. Heinz wyszedł poza schemat i oprócz podstawowych przełączników, pokusił się o barometr, wysokościomierz i kompas oraz przycisk otwierający drzwi – a także kontrolkę ostrzegającą o ich niedomknięciu. Przysłowiową wisieńką na torcie było radio.
Kiedy więc dopniemy swego, oczekujemy wiktorii – nawet pomimo wzrastających w horendalnym tempie kosztów. Wartość samochodu, początkowo szacowana na 12-15 tysięcy dolarów, czyli równowartość domu, wzrosła do 24 tysięcy (dziś to około 370 000). Rust Heinz pozostawał pełen nadziei, obserwując, jakie zamieszanie wywołał jego Phantom. Niestety, na zainteresowaniu się skończyło.
Wyprodukowano zaledwie jeden egzemplarz – ów prototyp, który dziś dostępny jest w muzeum. Chyba jedyny samochód, zasługujący na miano takiego, co wyprzedził swoje czasy, został ofiarą obojętności. Okazało się, że historia bywa okrutna; pozbawiła nas złudzeń, że na stałe na jej kartach niekoniecznie zapisuje się to, co rzeczywiście jest tego warte.
W dziejach motoryzacji nie powtórzyła się już podobna sytuacja. Mimo skoku, swoistego kamienia milowego pod postacią Phantoma Corsaira rozwój samochodów wciąż następował we własnym tempie. Automatyczne przekładnie weszły do powszechnego użytku dopiero dekadę później. Jeszcze przez długie lata radia były dostępne za dopłatą, a kontrolka niedomkniętych drzwi jest standardem we współczesnych samochodach.
Phantom Corsair przeżył swego właściciela. Rush Heinz zginął w wieku zaledwie dwudziestu pięciu lat. Właśnie w wypadku komunikacyjnym. Podzielił historię swojego dzieła. Popadł w zapomnienie.
kustomrama.com
gajitz.com
blog.hemmings.com
garagemdigital.blogspot.com
bolride.com
Kiedyś to były auta…..
„Chyba jedyny samochód, zasługujący na miano takiego, co wyprzedził swoje czasy, został ofiarą obojętności.”
Chyba wszystko w temacie. Ten samochód w swojej hmm… „prostocie?” to chyba nie jest dobre określenie. Po prostu genialne, ponadczasowe auto.